Dzisiejsze czytania z Nowego Testamentu, czyli Ewangelia i List św. Jakuba zawierają coś, co swego czasu młodzież nazywała samozaoraniem (to było nawet młodzieżowe słowo roku), a oznaczało zaatakowanie w dyskusji samego siebie. Oto fragment Jakubowego listu: „Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.”
Co nam to przypomina? Oczywiście spór między apostołami o to, kto z nich jest największy. Nie myśleli o modlitwie, która w tym przypadku byłaby rozmową z Jezusem, kiedy zapowiadał swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Bali się Go pytać – dlaczego się bali? Na pewno dlatego, że musieliby odrzucić swoje marzenia o zwycięstwach i zaszczytach. Jezus musiał im jako wzór sukcesu przedstawić opiekę nad dzieckiem, żeby choć trochę zrozumieli naturę tej wielkości, którą chciał ich obdarzyć.
Jakiś czas potem apostoł Jakub pisze swój świetny list – „napisany językiem bardzo poprawnym, niekiedy nawet wytwornym” – i w liście atakuje tych, którymi rządzi „zazdrość i żądza sporu”. Czyżby zapomniał, że jakieś 30 lat wcześniej (list pisany w 62 r.) sam z kolegami wpadał w sidła takiej zazdrości i żądzy sporu? A może było na odwrót – na pewno było na odwrót – doskonale pamiętał, co się stało wtedy, gdy po usłyszeniu najważniejszego przesłania o misji Jezusa, pozostali głusi, ślepi, zaaferowani sporem o własne honory i kariery. Pamiętał, jak blisko Jezusa wtedy był, a jednocześnie jak daleko, ale wiedział, jak bardzo można się nawrócić – tak by samemu nabyć mądrości zstępującej z góry i innym w tym pomagać.
Z tego Jakubowego doświadczenia płynie wielka nadzieja dla nas – możemy z poziomu kłótni o nic, wojen o byle co, zazdrości nie wiadomo czego dźwigać się na poziom mądrości, która „jest przede wszystkim czysta, dalej – skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy.”
Możemy zatem – w solidarności z młodzieżą wymyślającą nowe słówka – pobawić się tamtym słówkiem i Jakubowe samozaoranie potraktować jako przygotowanie gleby swojej duszy na wzrost ziarna, jakie rzuca w nasze uszy, oczy, serca i dusze Boże słowo. Czasem musi ono obumrzeć na pewien czas, ale jeśli przez modlitwę, sakramenty i pracę nad sobą zadbamy o żyzność tej gleby, wyrosną na niej plony tych cnót, o których pisał św. Jakub.
Jeszcze jedna ważna rzecz – tych cnót uczymy się najczęściej w towarzystwie innych ludzi, często tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy; wśród nich Jezus wyróżnił dzieci: „Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje”. Dziecko – wtedy bardziej niż dziś – było istotą dość lekceważoną, nieraz zaniedbaną, a Jezus siebie porównuje do takiego dziecka, którym trzeba się zająć. Stworzył Wszechświat, człowieka na swój obraz i podobieństwo, którego umiłował tak, że będąc Wszechmocny, dla nas stał się najsłabszy. Tak jak w wierszu Jerzego Lieberta (ten wiersz to prawie bezpośredni komentarz do dzisiejszej Ewangelii):
Mój Bóg wykuwa słowem wieki,
A chwila rani Go, jak mieczem,
Mój Bóg straszliwy i daleki,
A bliski, jak płaczące dziecię.
Ten Bóg chce być nam bliski, o czym przypomina ostatnia zwrotka tego wiersza:
I oto teraz spoza pleców,
na dłonie moje wciąż spogląda
I, jak syn, błaga mnie o serce
i, jak Pan, serca mego żąda.
W dzisiejszej Ewangelii Jezus błaga o serca swoich uczniów – potem już ich żąda, bo i oni się rządom Jego powierzyli. Ewangelia ta zachęca oczywiście i do tego, żeby dzieciom dawać, co najlepsze i uczyć się od nich oraz z nimi, co najważniejsze.
Robert Fulghum napisał w Kansas City Times : "Większość tego, co naprawdę powinienem wiedzieć o tym, jak żyć, co robić i jakim być, nauczyłem się w przedszkolu. […] To są rzeczy, których się nauczyłem: Dziel się wszystkim. Graj uczciwie. Nie bij ludzi. Odłóż rzeczy z powrotem tam, gdzie je znalazłeś. Posprzątaj swój własny bałagan. Nie bierz rzeczy, które nie są twoje. Powiedz, że jest ci przykro, kiedy kogoś skrzywdziłeś... Kiedy wychodzisz na zewnątrz, uważaj na ruch uliczny i trzymaj się razem z innymi. Autor ten uchwycił część tego, co Jezus miał na myśli, gdy powiedział: Jeśli nie staniecie się jak małe dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego .
To, co ten gość napisał w amerykańskiej gazecie, jest dość podobne do wskazań z listu św. Jakuba, na pewno sami potrzebujemy często tego moralnego przedszkola, gdzie uczymy się jak być dziećmi Bożymi. Na wzór Jezusa, bo i On się do dziecka przyrównał.
Charles Osgood (CBS Morning News) napisał: „Dzieci są zawsze bardziej kłopotliwe, niż myślisz – i wspanialsze”. A skoro Jezus porównywał się do dzieci, również o Nim można powiedzieć, że jest bardziej wymagający niż się nam wydaje – i wspanialszy niż myślimy, nieskończenie wspanialszy.
Módlmy się zatem, by istotą naszego życia stawał się refren dzisiejszego psalmu: „Bóg podtrzymuje całe moje życie.” Amen.
ks. Zbigniew Wolak