Boże Narodzenie przypomina nam o miłości Boga i o miłości, którą my budujemy – szczególnie w rodzinach. Przy okazji tych świąt skupiamy się często na relacji między Maryją i Jezusem, ale warto popatrzyć na całą rodzinę. Józef nie był naturalnym ojcem, ale jako ojciec przybrany doskonale spełniał swoje zadania. Święta Rodzina łączy bohaterstwo z ogromną wiarą i innymi cnotami, jest też wzorem praktykowania ludzkich wartości rodzinnych. Żyli w czasach okrutnych – matka bliska porodu musiała jechać przez prawie cały kraj, żeby się dać zapisać; w Betlejem dla rodzącej nie było miejsca w gospodzie; potem król wymyślił sobie, że zabije wszystkich małych chłopców w Betlejem itd. My nieraz narzekamy na nasze czasy – troszkę pewnie nie szkodzi, byle nie za dużo, żeby nie zapomnieć o naszym powołaniu do miłości, o sile, która płynie z naszego serca i z Bożej łaski. My też możemy – jak oni – kochać i walczyć o dobro.

Pomyślmy o miłości rodzinnej i małżeńskiej. Jest ona nieustającą realizacją przysięgi: „ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci”. „Do śmierci” to dość długo, ale nie aż tak długo. Dlatego nie marnujmy żadnej okazji do budowania tego domu na skale, którego fundamentem są jak najlepiej spełniane śluby małżeńskie. „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” – nie od razu na drugi świat, ale wstają od stołu, idą do pracy, odwracają się w inną stronę. Oczywiście nie potrafimy zarządzać każdym szczegółem naszego życia, ale też możemy nabierać wprawy, by coraz więcej szczegółów stawało się cegiełkami miłości małżeńskiej i rodzinnej.

Elementem przysięgi jest uczciwość małżeńska, cnota nieco zagadkowa, ale bardzo ważna. Ogólnie chodzi o uczciwość względem prawa Bożego i wobec kochanego człowieka, żeby nie łamać przykazań Bożych i w żaden sposób nie krzywdzić najbliższej osoby, której ślubowało się to, co największe i najlepsze. Za wzór uczciwości uchodzi właśnie św. Józef, o którym bp K. Romaniuk napisał, że „był po prostu mężem sprawiedliwym, to znaczy zatroskanym o przestrzeganie przepisów Prawa”. A jednocześnie „był człowiekiem postępującym już według Prawa Nowego Testamentu – prawa miłości”. Nie chciał skrzywdzić Maryi, swojej ukochanej osoby, nawet dla jej dobra chciał ją opuścić, ale Bóg posłał anioła, który mu wszystko wyjaśnił i zachęcił: „nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki”. Tak Józef pozostał uczciwy wobec Boga i wobec żony, którą mógł pokochać już bez żadnych wątpliwości. Uczciwość małżeńska zawsze szuka sposobów, aby raz ślubowana miłość w razie potrzeby się odnawiała i żeby zawsze rosła. Wymaga to nieraz wysiłku, mądrości, pomysłu i niegasnącej nadziei. Przypomina o tym choćby znana piosenka – parę linijek:

„Świecić będzie Jej urody nagłość,

W czarną, zimną noc i w dzień majowy.

Tylko ty masz być jak doktór mądry,

Co dzień taki sam i co dzień nowy!”

Tu mamy na pewno pełny kościół takich mądrych doktorów, którzy wiedzą, jak dbać o miłość, która „nigdy nie ustaje”; która potrafi być „co dzień taka sama i co dzień nowa”. Ta miłość, czasem już latami przeżywana, jest ciągle na nowo odkrywana, o czym inna znana piosenka przypomina (to piosenki miłosne, czyli małżeńskie, bo gdzie jest większa miłość?):

„Odkryjemy miłość nieznaną

Przegonimy wiatr wesoły, co po fali gna

Poznaczymy kraj zakochanych - długość ta, szerokość ta

Miłowania głodni jak wilcy itd.”

Świąteczne stoły są elegancko zastawione smacznymi potrawami – bardzo dobrze: przez żołądek do serca – ale niech stół świąteczny przypomni nam o głodzie miłowania: w świecie, w rodzinie, w małżeństwie, w każdym sercu. Dbajmy o miłość co najmniej tak, jak o jedzenie. Na pewno wyda owoce w sercach małżeńskich, poszerzy się na rodzinę i inne części świata.

Miłość jest wielką cnotą i wartością, o tym też dzieci powinny się dowiadywać od swoich rodziców – by dobrze odróżniali pozory dobra od dobra prawdziwego. Jest taka baśń: jeden car wygnał z kraju starszych ludzi – szkoda czasu na wyjaśnianie powodów – a potem obiecał, że pozwoli im wrócić, gdy ktoś z młodych wyłowi z jeziora złoty dzban, który jaśniał w głębinach. Młodzieńcy wskakiwali, ale żaden nie znalazł dzbana na dnie jeziora. Jeden nie posłuchał cara i swojego ojca zamiast wywieźć z kraju, ukrył w małej chatce w górach. Gdy ojciec raz go zapytał, dlaczego jest smutny, syn opowiedział o nieuchwytnym dzbanie, którego nikt z jeziora nie umie wyłowić. Ojciec pomyślał i pyta, czy tam drzewo rośnie – rosło, i czy dzban jest widoczny w cieniu drzewa – okazało się, że tak. Na to ojciec: - Więc dzban nie jest w jeziorze, tylko odbija się w jego tafli, a w rzeczywistości jest na drzewie. I to koniec bajki: syn wszedł na drzewo, zdjął dzban, a król musiał się zgodzić, żeby wszyscy wygnani mogli powrócić do kraju (bo to taka stara bajka – wtedy król, co obiecał, musiał zrobić). Przynajmniej dwóch rzeczy nas tu uczą: żeby spełniać obietnice i żeby pomagać innym, szczególnie młodym, rozpoznawać, gdzie są prawdziwe skarby, a gdzie tylko marne odbicia lub cienie. Wspólnie tych skarbów, zwłaszcza nadprzyrodzonych, szukajmy. „Nie bójcie się” – przypomnijmy słowa anioła do pasterzy – bo również nam chce Bóg zwiastować radość wielką i nas chce czynić zwiastunami tej radości dla innych, szczególnie dla tych, co żyją z nami pod naszym dachem. Amen.  

Ks. Zbigniew Wolak