Do proroka Amosa przychodzi kapłan Amazjasz i mówi:
„’Widzący’, idź sobie, uciekaj do ziemi Judy! I tam jedz chleb, i tam prorokuj! A w Betel więcej nie prorokuj, bo jest ono królewską świątynią i królewską budowlą". Właśnie, jak król tutaj rządzi, to nie wolno mówić nic przeciw królowi. Nie wolno podskakiwać, tylko słuchać – ale oczywiście Amos, „widzący”, czyli prorok, pamiętał, że bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi. Dlatego napominał króla Jeroboama, ale o tym dziś w czytaniu nie było.
Za to należy wspomnieć, że dla nas też pozostaje pierwszym zadaniem słuchanie Boga: przez wiarę, modlitwę, słuchanie swojego sumienia i ludzi, którzy o Bogu nauczają; przez czytanie i uczenie się staramy się nieustannie poznawać Boga i Jego naukę. Uczymy się też mądrości Bożej przez obserwację świata, który Bóg stworzył i dał nam jakby książkę do czytania – jak to dawni teologowie czasem mówili. Żyjemy na tym świecie, mamy różne zadania, cele, pasje, obowiązki: młodzi szkołę, starsi pracę, rodzinę, ale jednocześnie jest w nas powołanie do bliskości z Bogiem i do głoszenia Jego nauki. Trochę tak jak właśnie z Amosem, który odpowiedział Amazjaszowi: "Nie jestem ja prorokiem ani nie jestem synem proroków, gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory. Od trzody bowiem wziął mnie Pan i rzekł do mnie Pan: „Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego!” (Am 7, 12-15) Od opieki nad zwierzętami ruszył Amos do prorokowania, do napominania.
Takie między innymi zadanie stoi też przed nami – upominanie grzeszących, zachęcanie do dobra. Jest to pierwszy uczynek miłosierny względem duszy (drugi to nieumiejętnych pouczać, trzeci wątpiącym dobrze radzić itd.), a z uczynkami miłosiernymi bywa tak, że wymagają one odpowiedniej postawy i tego, który miłosierdzie okazuje, i tego, który je przyjmuje. Dlatego uczymy się tego, żeby upominać z miłością i przyjmować upomnienia z miłością, a w praktyce to po prostu bez pretensji. Ostatnio byłem w Krakowie, w samochodzie wiozłem rower i gdy wracałem, przejechałem się po Puszczy Niepołomickiej. Krótki kawałek jechałem szosą, porządnie, krajem, ale jakiś kierowca, który mnie wyprzedził, zatrąbił. Myślę sobie: oho, coś tu nie gra. Patrzę i rzeczywiście – w krzakach, niezbyt widoczna, była ścieżka rowerowa. On pewnie miejscowy i lepiej wiedział. No to szybciutko przeniosłem się na ścieżkę i dalej się spokojnie wlokłem kręcąc powoli stosownie do pogody i kondycji.
To tylko taki byle jaki przykładzik, ale generalnie chodzi o to, żeby sobie zapamiętać: napomnienie jest uczynkiem miłosiernym, z którego korzysta przede wszystkim napominany. Nie zawsze to łatwe, bo w napominanym pierwszą reakcją bywa gniew, a napominający nierzadko chce pokazać swoją wyższość. Dlatego pierwszy ma jak najszybciej poradzić sobie z nieprzydatnym gniewem, a napominający ma się uczyć napominania z miłością, z jak najlepszym pożytkiem. O tym trochę ewangelia dzisiejsza mówi: jak nauczanie i napominanie przynosi owoce, róbcie to, jak nie – strząśnijcie proch z sandałów i idźcie dalej, do tych, którym potraficie pomagać, którzy przyjmą świadectwo wiary. Oczywiście są tacy, przy których mamy być, nawet jak nie jest zbyt różowo – jeśli łączą nas z nimi relacje rodzinne czy inne zobowiązania. To trochę co innego, ale też i okazja, żeby sobie przypomnieć dalszy kawałek dzisiejszej ewangelii, który mówi, że apostołowie: „[…] wyszli i wzywali do nawracania się. Wyrzucali też wiele złych duchów, a wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali”. Może się wydawać, że było to dla nich łatwe, ale przypomnijmy sobie słowa Jezusa o złych duchach, które wyrzuca się postem i modlitwą. Na pewno tego umartwienia i duchowej pracy posłanym Apostołom też nie brakowało. Bo uczenie, miłosierdzie, zbawienie – to także zmęczenie, jak pisał o tym Karol Wojtyła w „Bracie naszego Boga”.
A teraz przykład połączenia uczynku miłosiernego względem duszy i względem ciała. Pewnie znany, ale warto przypomnieć:
„Edith Zierer któregoś dnia wyszła z domu i nigdy już do niego nie wróciła. Wraz z siostrą Judith trafiły do getta. Tam na jednej z ulic odnalazły ojca. Niebawem całą rodzinę wywieziono do obozu koncentracyjnego w Płaszowie. Niestety wkrótce ich rozdzielono. Ponieważ Edith znała dobrze język niemiecki, trafiła do fabryki amunicji. Pracowała ponad siły i często przymierała głodem. W 1943 r. przewieziono ją do obozu w Częstochowie, gdzie również była zatrudniona przy produkcji amunicji.
W 1945 r. obóz wyzwolili Rosjanie. Edith od razu wyruszyła na poszukiwanie swoich bliskich. Nie wiedziała wtedy, że rodzice zginęli w Dachau, a siostra w Auschwitz. Była wycieńczona. Znalazła się na stacji kolejowej. Z braku sił upadła. Leżała zmarznięta, ubrana w cienki pasiak, zawszona i głodna. Tylko jeden człowiek zatrzymał się, by jej pomóc. Był przystojny i energiczny. Zapytał dziewczynę, co robi w takim miejscu. Ona zaś odpowiedziała, że próbuje się dostać do Krakowa. Opowiedziała mu swoją historię. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy zapytał ją o imię. Dawno nikt nie zwracał się do niej po imieniu, tak długo była tylko numerem. Zniknął na chwilę. Wrócił z ciepłą herbatą, chlebem i serem. „Spróbuj wstać"- powiedział do niej. Niestety, nie potrafiła. Wtedy wziął ją na ręce i niósł przez 3 kilometry do stacji, z której odjeżdżał pociąg do Krakowa. Mówił do niej: „Edyta, Edyta". Zapytała go, jak się nazywa? Odpowiedział: Karol Wojtyła.
W czasie okupacji przygotowywał się do kapłaństwa. Był wtedy klerykiem podziemnego krakowskiego seminarium. Podobnie jak ona nie miał nikogo i był zupełnie sam. Stracił matkę, ojca i brata.
[…] W 2000 r. podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej Ojciec Święty odwiedził Instytut Yad Vashem. Tam Edith Zierer wypowiedziała do niego słowa: ‘Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat’”.
Siostry i Bracia, Bóg daje nam łaskę, sumienie, proroków, apostołów i świętych, za chwilę na ołtarzu dokona się przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Zadbajmy o to, żeby się te dary nie marnowały, żeby i z naszych serc wydobywały się uczynki miłosierne jak ziarno z rąk siewcy. A plony tych uczynków będą i w nas, i wokół nas. Amen.
ks. Zbigniew Wolak