Wspominamy budowę kościoła, troskę o niego, sprzątanie, odnawianie, czasem malowanie, naprawiane schody, posadzki, wsparcie finansowe itd. Dziś (20.10) ta zapobiegliwość o widzialne domy Boga jest otaczana wdzięcznością i modlitwą z racji święta rocznicy poświęcenia kościoła własnego.
Dzisiejsza Ewangelia o dwóch najważniejszych przykazaniach zdaje się nie pasować do tej uroczystości – bo my o budowie kościołów, a tutaj o przykazaniach miłości. A jednak jest mocny związek. Wspomnijmy sławne powiedzenie ks. Piotra Skargi, powtórzone przez JPII, a ostatnio przez naszego biskupa w Przysietnicy. Oto ono: "Ci, którzy Panu Bogu kościoły widome budują, pierwej Kościół serdeczny w sobie zbudowali". Rozszerzmy nieco to stwierdzenie: to prawda, że „pierwej”, czyli najpierw trzeba wierzyć i pragnąć bliskości z Bogiem, żeby budować kościół, ale trzeba do tego dołączyć również: „potem”, czyli pracowicie i z wiarą zbudowany kościół ma pomagać w tym, żeby kościół serdeczny w nas samych dalej wzrastał, byśmy dzięki łaskom zaczerpniętym w kościołach widomych, sami stawali się świątyniami. Mamy stawać się – jak przypomni dzisiejsza prefacja – żywymi kamieniami. Dobrze jest mieć serce z kamienia – ale żywego, czyli serce mocne i pewne, a jednocześnie wrażliwe, żyjące mocną, mądrą i piękną miłością.
Wczoraj w święto Apostołów Szymona i Judy Tadeusza czytany był fragment listu do Efezjan: „Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus”.
Nie jesteśmy obcymi i przychodniami w oczach Bożych, nie bądźmy nimi również dla bliźnich, których uczymy się kochać. Wedle przykazań dziś przypomnianych: Boga kochajmy całym sercem, duszą i umysłem. Jeśli o to się postaramy, lepiej pokochamy siebie samych – i potem ta miłość będzie wzorcem dla miłowania bliźnich. Temu ma służyć nasze chodzenie do kościoła, modlenie się w nim, przystępowanie do sakramentów, ciche rozmyślanie i ożywiony śpiew, uważne słuchanie modlitw mszalnych, czytań biblijnych, no i kazań też – jak nie są doskonałe, możemy je uzupełniać własnymi kazaniami tworzonymi w myślach i sercach. Czasem nawet wystarczyłoby przeżyć sens samego słowa „Amen”:
„W Biblii używane jest po modlitwie, przysiędze lub pochwale. Wypowiadane na koniec nakładało określone zobowiązania. Było odpowiedzią człowieka na wolę Boga, Jego słowo czy obietnice. Było wyrazem wiary, przylgnięciem do Boga.”
„Amen” znaczy też: „niech się stanie”, ale niech to nie będzie tylko oczekiwanie na działanie Boże, lecz również nasze włączenie się w realizację dobra, o które Boga prosimy.
Niech „Amen” przypomina nam o obowiązku i o szansie budowania wiary, nadziei i miłości – tak, by stawały się widzialne również w naszym codziennym życiu. Może nie od razu się to uda, ale dorzućmy jeszcze jedno porównanie kościoła serdecznego do widzialnego. Widzialne w różnym tempie były budowane. Sąsiad dawno temu opowiadał mi o budowie kościoła w diecezji przemyskiej za PRLu. W jedną noc wybudowali fundamenty, za parę tygodni postawili, też w nocy, mury. I tak pojawił się nowy kościół, ale katedrę w Ulm budowano 513 lat, w York Minster – 252 lata, krzywą wieżę w Pizie, w rzeczywistości dzwonnicę katedralną – 199 lat, bazylikę św. Piotra na Wzgórzu Watykańskim – 120 lat.
Również my budujmy swoje cnoty tak szybko, jak się da. Może są takie, których nauczymy się bardzo szybko, np. budzik ustawić 5 min. wcześniej i już będzie czas na modlitwę, albo w sklepie kupić flaszkę oliwy z oliwek i żadnej innej flaszki. Są też rzeczy, nad którymi trzeba pracować długo, bierzmy się i za nie.
Budujmy – w kościele widzialnym i poza nim – nasze serdeczne świątynie na fundamencie miłości Boga i wsparte kolumnami miłości bliźniego, by nasze życie stawało się miejscem, gdzie sam Bóg poczuje się jak u siebie w domu. Amen.
Ks. Zbigniew Wolak