Dziś niedziela radości, Gaudete, zresztą 2 pierwsze czytania nie pozostawiają wątpliwości. Pierwsze: „ Ciesz się i wesel z całego serca”. Drugie: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!”
Tylko czym tu się radować? Pandemia, ograniczenia, inflacja, depresje; Unia nas nie lubi, Białoruś atakuje, Niemcy wykorzystują itd. itd. Tyle zła widzimy w świecie – a przed świętami, szczególnie przy spowiedzi uświadamiamy sobie, że tego zła niemało jest też w naszych uczynkach. Dlatego nie przesadzajmy z krytyką świata – przecież to my go tworzymy.
Nawet nasze pragnienia nie zawsze są najlepsze – jest stare powiedzenie, że Pan Bóg najbardziej by nas ukarał, gdyby spełnił wszystkie nasze pragnienia. Nie tylko pragnienia jakichś tam Hitlerów, Stalinów czy bin Ladenów są takie straszne, ale i w miarę porządni ludzie też nie zawsze chcą tego, co prawdziwie dobre i zgodne z miłością Boga i bliźniego. Dlatego lepiej ostrożnie z narzekaniem, bo staniemy się podobni do Żydów z Ewangelii piątkowej:
Jezus powiedział do tłumów: „Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest ono do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili». Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników».
Nie trzeba więc narzekać na wszystko i na wszystkich, choć kwestia jest dość delikatna, bo jeśli możemy komuś pomóc, by stał się lepszy, jak najbardziej trzeba to uczynić, nawet jeśli są to drobiazgi. Czyli innymi słowy – nie narzekać, jak nic dobrego z tego nie wynika, ale ponarzekać, jak jest szansa, że ktoś na tym skorzysta. Czasem nawet dobrze jest się zgniewać, co oczywiste, bo bywało, że nawet Pan Bóg się gniewał. Jest też piękne wskazanie u św. Pawła: "Gniewajcie się, a nie grzeszcie," słońce niech nie zachodzi na rozgniewanie wasze (Ef 4,26 w tłum. Ks. Jakuba Wujka). Dobry gniew pomaga temu, co zawinił, zrozumieć, co uczynił źle i jak to naprawić tak szybko, jak tylko się da. Napisali gdzieś, że kto się gniewa słusznie, na właściwą osobie, w odpowiedni sposób i odpowiednio długo zasługuje na wielką pochwałę.
Taki dobry, pożyteczny gniew, nie poniżający, ale leczący jest przejawem „wyrozumiałej łagodności”, o której mówi św. Paweł w Liście do Filipian (4,5): „ Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność”. A teraz przypomnijmy cały fragment, przed chwilą wysłuchany:
Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie.
Tak jak trzeba umieć narzekać, gniewać się, trzeba również umieć się radować. W Panu! Czyli z zachwytem nad tym, że Bóg istnieje, że nas stworzył, kocha nas i prowadzi do siebie. Możemy radować się również tym, że krzyż, który był symbolem cierpienia i niesprawiedliwości, stał się narzędziem pokuty i drogą do zbawienia. Kto wie, czy nie lepszą niż wszystkie inne. Bp Lacordaire powiedział – tak jakoś pół żartem, pół serio: - Są takie chwile, kiedy wszystko idzie jak z płatka. Ale nie warto się nimi przejmować. Mijają szybko. W każdym razie, w Panu wszystko staje się lepsze.
Trzecia niedziela Adwentu przypomina o tym, że oczekiwanie na Boże Narodzenie nie jest bezczynnością, ale przygotowaniem serca, umysłu, obyczajów tak, by Jezus zastał nas czuwających, pełnych radości i wdzięczności za to, że jest z nami.
Dobra radość czyni nas lepszymi i wspiera innych, jest też przejawem wiary w Jezusa, który nie tylko obiecuje zbawienie wieczne, ale i tu na Ziemi obdarza nas swoją obecnością i łaskami. Niedziela dzisiejsza zachęca nas do zanurzenia się w prawdzie – czyli do tego, żeby się nie przejmować zanadto tym, co mniej ważne, a dostrzegać to, co istotne: nadzieję zbawienia, miłość Boga i naszą zdolność do kochania Boga i ludzi, wiarę, która widzi to, czego ludzki rozum i wszelkie nasze sposoby poznać nie potrafią. Bo Bóg dał nam jakby swoje oczy, byśmy lepiej widzieli to, co prawdziwe, dobre, ważne i piękne. Mamy więc dość powodów, by radować się w Panu, by dbać o pogodę ducha – nawet wtedy, gdy nie wszystko idzie po naszej myśli, bo i to jest okazją do tego, żeby swoje myśli uczyć porządnej mądrości.
Oczywiście ta radość w Panu nie wyklucza zwykłej ludzkiej radości, doskonale może z nią współdziałać. Z radością doskonałą można łączyć „radość niedoskonałą” – to tytuł jednej ciekawej, wesołej, ale i pouczającej książki. ( Radość niedoskonała , red. Giuso Benedetti, Warszawa 1993) Czytamy w niej np. o (s. 89) św. Teresie z Avila. Gdy siostry cierpiały na melancholię, czyli coś w okolicach depresji, kazała przyrządzić kotlety, kilka razy brała kastaniety i zaczynała tańczyć. Dziś ją czasem nazywają „świętą z kastanietami”, których używała nie tylko dla swojej radości, ale i po to, żeby wspierać zagrożone smutkiem siostry. Jak widać, radość niedoskonała dobrze użyta może stać się doskonałym uczynkiem miłości.
Nie tylko św. Teresa bywała wesoła, zachowało się np. wiele anegdot o św. Janie Pawle II. Np. lubił pisać wesołe wierszyki. W 1952 (jeszcze nie był biskupem) roku swojej podopiecznej, świeżo upieczonej nauczycielce, podarował notes z dedykacją:
„W tym notesie nie pisz dwójek
o to prosi Cię dziś Wujek!”.
Znajoma nauczycielka mnie namówiła, żebym to w kazaniu opowiedział, bo się jej spodobało.
Jeszcze jedna historyjka, która dziś chodzi jako znany dowcip: Jego osobisty lekarz opowiadał jak podczas jednej z podróży Jan Paweł II nie czuł się zbyt dobrze, po wcześniej zjedzonych plackach ziemniaczanych [nie wszędzie karmią tak dobrze jak w Lichwinie]. Doktor zaproponował kilka kropel „Napoleona”. Papież zapytał wtedy na jakiej są wysokości. Lekarz poszedł zapytać, wrócił i podał pułap, na jakim znajdował się samolot. Papież wzniósł rękę do góry i powiedział: „Nie mogę, Szef za blisko”.
A teraz anegdotka o innym papieżu, która nam trochę połączy radość niedoskonałą i doskonałą. (s. 66) Niejaki monsignore Capovilla wyjrzał za okno i zobaczył małe chmurki na niebie, po czym zwrócił się do Jana XXXIII żartując: - Ojcze Święty, wyjrzyj przez okienko. Aniołowie! Na to papież: – No i co z tego? Nigdy ich nie widziałeś?
W takim razie kończmy to kazanie, żebyśmy mogli zobaczyć, ile wokół nas jest aniołków i żebyśmy sami jeszcze solidniej zabrali się do roboty, by stawać się jak aniołki mądre miłe i wesołe. Amen.