Pod koniec roku liturgicznego w czytaniach mszalnych pojawiają się teksty biblijne o końcu świata. Są trochę przerażające, ale też czytamy je co roku, a świat ciągle jest i ludzi nawet przybywa. Czy więc nie musimy się tymi tekstami przejmować? Wprost przeciwnie! Drzewo figowe wiele razy wydaje owoce, podobnie jest z nami i z owocami naszych czynów, słów, naszego serca. O tym trzeba myśleć teraz i myśleć na przyszłość – żeby wynajdywać sposoby czynienia dalszego dobra.
Oczywiście nie potrafimy przewidzieć całej przyszłości i nie potrafimy nad nią całkowicie panować. Niektórzy ulegają pokusie nieodpowiedzialnego przepowiadania przyszłości, inni im wierzą. Sprawa dość delikatna, bo niektóre rzeczy można przewidzieć, innych nie. Na przykład meteorolodzy potrafią przewidzieć pogodę w miarę trafnie do trzech dni naprzód. Astronomowie wyliczyli, że Słońce dziś zajdzie koło 16, a zgaśnie za jakieś 10 mld lat. Natomiast niebezpieczne dla zwykłego życia i dla wiary może być poleganie na przepowiedniach, które wykraczają poza badania naukowe i poza zgodność z wiarą. Przykładem wróżenie, horoskopy, numerologia, magia itp. W niektórych przypadkach może stać się to groźne i lepiej trzymać się z dala.
Posłuchajmy fragmentów świadectwa nawróconej wróżki, umieszczonego w katolickim periodyku Miłujcie się :
„Jestem kobietą blisko sześćdziesięcioletnią, matką dorosłych dzieci. Wróżeniem, ezoteryzmem, odprawianiem magicznych rytuałów zajmowałam się przez lata. Wróżenie daje wrażenie przewagi nad zdarzeniami, ludźmi, pogodą, rzekomo pozwala przewidywać nieszczęścia i zabezpieczać się przed nimi. Dochodzi do takiego uzależnienia, że wróżka nie wychodzi z domu bez wyciągnięcia jednej karty. Zdarzało się na przykład, że córka dzwoniła do mnie, mówiąc: ‘wiesz, mamo, dzisiaj nie wracam wcześnie do domu, bo wpadnę do znajomych na kawę’. Wyciągałam wtedy kartę i oddzwaniałam do niej, mówiąc: ‘lepiej nie idź, bo tam zdarzy się wypadek albo coś innego niedobrego’.
Moja znajoma poleciła pewnym ludziom założyć tzw. odpromienniki złych energii w domu i dokonać oczyszczających rytuałów. Wkrótce doszło w tym domu do dwóch samobójstw. Koleżanka wystraszyła się tego i zaprzestała wróżenia oraz uzdrawiania rękami.
Pewnego dnia córka, która była w stanie błogosławionym, doszła do wniosku, że moje zajmowanie się wróżbiarstwem źle wpływa na jej ciążę. Bardzo kochałam swoją córkę i kochałam już wtedy swego wnuka. Bardzo pragnęłam zostać babcią, więc bez wahania odłożyłam to wszystko na jakiś czas. Po roku dotarło do mnie, że te wszystkie wieści, jakie miałam z kart, się nie spełniły”.
Dalej autorka tej historii opowiada o pewnych dolegliwościach i dziwnych zdarzeniach, które – jak zrozumiała po spowiedzi – były działaniami złego ducha, jaki posługiwał się jej praktykami wróżbiarskimi. Wniosek zatem prosty – lepiej trzymać się z dala od tych rzeczy: od ich uprawiania i korzystania z nich. Ani mądrości, ani władzy nad przyszłymi zdarzeniami od tego nie przybywa, a można tylko zgłupieć i oddać się złym siłom.
Za to korzystajmy z tej wiedzy i mocy, jaka jest dana dla naszego dobra, dla dobra świata, w którym żyjemy i tego, do którego zmierzamy. Bo o przyszłości wiemy to, co najważniejsze – możemy czynić ją lepszą i kiedyś spotkamy Boga twarzą w twarz. Nie wiemy, kiedy i nie musimy się tym zanadto przejmować. A mądrości i siły woli szukajmy np. u świętych, którzy pokazują, że dobro ma moc także w tym świecie. Posłuchajmy o śmierci św. Marcina, obchodziliśmy jego wspomnienie 11 listopada, czyli w nasze Święto Niepodległości, które swoją drogą też nam przypomniało, że dobro naszego domu ojczystego również jest wielką wartością, za którą nawet życie się oddaje. A teraz św. Marcin – fragmenty z brewiarza czwartkowego (jak się komu spodoba, niech idzie na księdza, będzie miał brewiarz codziennie):
„Z listów Sulpicjusza Sewera. Marcin ubogi i pokorny.
Marcin na długo wcześniej znał dzień swojej śmierci i zapowiadał braciom, że bliskie już jest jego rozłączenie z ciałem. Tymczasem wynikła potrzeba udania się do diecezji Candes, ponieważ duchowni tego Kościoła poróżnili się między sobą. Marcin pragnął przywrócić tam pokój. Choć dobrze wiedział o zbliżającym się końcu, nie powstrzymało go to jednak przed podróżą dla załatwienia tego rodzaju sprawy. Po przywróceniu pokoju wśród duchowieństwa, kiedy zamierzał już powrócić do klasztoru, nagle zaczął opadać z sił. Zwołał więc braci i oświadczył, że chwila jego śmierci jest blisko. Wtedy to żałość i płacz ogarnęły wszystkich i wszyscy wśród łez wołali jednogłośnie: ‘Dlaczego nas opuszczasz, ojcze? Komu zostawiasz nas strapionych? Do twej owczarni wtargną wilki drapieżne; skoro zabraknie pasterza, któż nas obroni przed ich atakami? Wiemy, że pragniesz być z Chrystusem, ale twoja nagroda jest pewna i nie zmniejszy się na skutek zwłoki; ulituj się raczej nad tymi, których pozostawiasz’.
Wtedy Marcin, wzruszony łzami - ponieważ zawsze był zjednoczony z Panem przez serdeczne miłosierdzie - zapłakał, i zwróciwszy się do Pana, tyle tylko odpowiedział płaczącym: ‘Panie, jeśli jeszcze potrzebny jestem Twemu ludowi, nie wzbraniam się przed pracą. Niech się dzieje wola Twoja.
Jakże niezwykły człowiek! Niezwyciężony przez trudy, niezwyciężalny nawet przez śmierć. Nie skłaniał się ani w jedną, ani w drugą stronę: śmierci się nie lękał, przed życiem się nie wzbraniał . Podniósłszy oczy i ręce ku niebu, nie odrywał od modlitwy niestrudzonego ducha. […] potem ujrzał stojącego obok szatana. Wtedy rzekł: ‘Na co czekasz, krwawa bestio? We mnie niczego nie znajdziesz, przeklęty; mnie przyjmie łono Abrahama’. Z tymi słowami oddał ducha niebu. Szczęśliwy Marcin zostaje przyjęty na łono Abrahama, Marcin ubogi i pokorny wstępuje do nieba jako bogaty.”
Kto z Bogiem współdziała, nie podlega przemocy czasu, szatana czy śmierci.
Uczmy się od drzewa figowego, od św. Marcina i innych świętych, od Ewangelii i naszego sumienia, że niebo i ziemia przeminą, ale słowa Boże nie przeminą. Kiedy im ufamy i zgodnie z nimi staramy się żyć, znajdziemy największą doskonałość swojego ducha, swojego serca i najlepszy sposób życia, którym rządzić będzie nie przemijanie, ale dojrzewanie – zgodnie z obietnicą zapisaną w psalmie responsoryjnym:
„Ty ścieżkę życia mi ukażesz,
pełnię Twojej radości
i wieczną rozkosz
po Twojej prawicy.”
Amen.