Kilka słów komentarza do dzisiejszej liturgii – jedno jest pewne: kazanie będzie na pewno krótsze od czytań biblijnych. Taka jest dziś liturgia i może ona być też symbolem tego, że na pierwszym miejscu w naszym życiu jest Słowo Boże, na drugim nasze do niego komentarze – też ważne, ale jednak na drugim miejscu. A teraz komentarz.
Wigilia paschalna Wielkiej Soboty to moment przejścia od Pasji do Paschy, od cierpienia, ukrzyżowania do zmartwychwstania. To historia Jezusowego przejścia ze śmierci do życia, ale też historia Jego uczniów – zarówno apostołów, jak i innych uczniów, a wśród nich również niewiast, których wierność i odwaga naprawdę budzą podziw.
One były z Nim do końca, apostołowie bali się i uciekali – może i słusznie, bo mogło się to i dla nich źle skończyć. Swego czasu Jezus powiedział: „Nie nadeszła jeszcze godzina moja”. A gdy już Jezus szedł na śmierć, pewnie nie nadeszła jeszcze ich godzina, ich męczeństwo, bo był to jeszcze dla nich czas dojrzewania wiary. Później i na nich przyszło męczeństwo.
Zarówno cierpienie i śmierć Jezusa, jak i wielorakie Bogu ofiarowane cierpienia wiernych są z nami, są skarbem Kościoła, w którym żyjemy i który tworzymy. Pamiętajmy o tym zawsze. Powiedziano, że Kościół jest święty, a jednocześnie ciągle potrzebuje nawrócenia. Nie zaniedbujmy naszego nawracania, nie zapominajmy o świętości Kościoła. Także o tej, która płynie z cierpienia.
„Ksiądz profesor Michał Heller w swoich wspomnieniach opowiada historię z czasów II wojny światowej, kiedy to jego rodzina została zesłana na Syberię, a potem przeniesiona do Urbachu, w okolice Saratowa nad Wołgą.
Jesienią 1943 roku Stalin pozwolił na ponowne otwarcie dwudziestu tysięcy cerkwi i wypuścił z więzień wielu duchownych, pod warunkiem że będą lojalni wobec komunistycznej władzy. Z łagrów zaczęli wracać wybiedzeni księża. Jeden z nich zapukał do domu Hellerów. Po zjedzeniu talerza gorącej zupy jego wzrok padł na ścianę z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. W tym okresie w Związku Radzieckim wieszanie świętych obrazów było zabronione. Ten prawosławny ksiądz wzruszony wyznał wtedy, że tak naprawdę nie jest żebrakiem, ale duchownym. Zwolniono go z łagru i rozkazano jechać do słynnego klasztoru koło Kijowa - Pieczerskiej Ławry. Ze łzami w oczach opowiedział Hellerom swoją historię. Został aresztowany przez bolszewików i wywieziony na Sybir. Tam od oprawców usłyszał: „Zginiesz jak twój Bóg". Przybito go do drzewa za ręce i nogi. Po prostu go ukrzyżowano. Gdy skończył opowiadanie, odwinął brudne szmaty z rąk i wszyscy zobaczyli na obu jego dłoniach zabliźnione już głębokie rany”.
Możemy sobie pomyśleć o podobieństwie tego duchownego do zmartwychwstałego Jezusa, który zachował rany z krzyża na swoim zmartwychwstałym ciele. Dla apostołów te rany były świadectwem identyczności Jezusa, dowodem, że jest On po zmartwychwstaniu tym, którego znali przed ukrzyżowaniem. I można je pewnie uznać za symbol tych ran, których Kościół będzie nieraz doznawał w swoich wyznawcach.
Popatrzmy jeszcze jak Jezus zmartwychwstały gromadził na nowo swoich uczniów. Robił to trochę inaczej niż na początku – nie wzywał każdego osobiście, lecz zachęcał do współpracy. Wiemy, jak to działało. Niewiasty poszły do apostołów, uczniowie z Emaus wrócili do Jerozolimy, apostołowie opowiadali sobie wzajemnie: „widzieliśmy Pana”. I tak wspólnie odbudowywali już bardziej trwałą grupę wyznawców Jezusowych. Nie od razu wszystko szło gładko, bo apostołom słowa kobiet najpierw wydały się „czczą gadaniną”, ale było coraz lepiej.
Współpraca dla osiągnięcia jakiegoś dobra potrafi nawet rodzić zgodę, którą trudno osiągnąć innym sposobem, np. samą zachętą czy samym napominaniem, choćby najsłuszniejszym. Jeszcze jedna historia, tym razem może zmyślona, ale nie szkodzi – przecież to przypowieść, której prawdą jest zawarte w niej przesłanie.
„Pewna włoska opowieść mówi o dwóch sąsiadujących ze sobą w regionie Lunge winnicach, które zaopatrywały się w wodę z jednego małego strumyka płynącego w głębokiej dolinie. Coraz mniejsze zasoby wody stawały się przyczyną nieustannych kłótni między dwiema rodzinami wieśniaków. Po wyniszczającej suszy, która trwała trzy lata, biedniejsza z rodzin wystąpiła z propozycją, by wspólnie wykopać studnię. Notarialnie postanowiono dzielić wszystkie prace i koszty po połowie. Gdy po wielu trudach osiągnięto osiem metrów głębokości wykopu, członkowie rodzin zaczęli już ze sobą rozmawiać. Gdy osiągnęli głębokość piętnastu metrów, dał się słyszeć pierwszy śmiech. Wkrótce, podczas przerw, zaczęli wspólnie spożywać posiłki i nawet dzielić się nimi. Gdy wody ciągle nie było, poczęli się wspólnie o nią modlić. Gdy osiągnęli głębokość 45 metrów, zauważyli, że są przyjaciółmi, chętnie ze sobą rozmawiają, a wspólny trud połączył ich więzami bliskości. Wodę znaleźli na głębokości 50 metrów — była czysta i bardzo smaczna. I był to dzień ogromnej radości, gdy wszyscy spoceni, brudni padli sobie w ramiona szczęśliwi z powodu daru, który otrzymali. Uświadomili sobie, że dawne uprzedzenia znikły, dlatego uroczystym przyjęciem przypieczętowali nowy rozdział w historii swego sąsiedztwa.”
Dziś w Wielką Sobotę pierwszym symbolem wspólnej pracy dla wielkiego dobra jest chrzest, sakrament najczęściej udzielany nieświadomym niemowlętom – ale właśnie rodzice dziecka, rodzice chrzestni, rodzina i inni dbają o to, żeby ta ukryta w młodziutkiej duszy łaska docierała do świadomości i serca dorastającego dziecka. Dbajmy o to, żeby w tym wzajemnym wychowaniu do wiary było jak najwięcej żarliwości, miłości, nadziei.
Szukajmy też innych zadań, w których będziemy łączyć siły, gdzie zachwyceni zmartwychwstałym Jezusem będziemy wspólnie tworzyć coś dobrego. Pomysły na pewno już są tam gdzieś w naszym sumieniu, w sercu, które odrodzone na wzór serca Jezusowego, będzie szukać dobra i wtedy, gdy jest całe, i wtedy, gdy zostanie przebite. Bez wątpienia cenny jest udział w dziełach parafialnych, to bardzo bezpośrednie naśladowanie bliskich Jezusowi ludzi z Ewangelii, którzy szukają się i jednoczą, żeby z najwyższą gorliwością głosić Jego naukę i kontynuować Jego dzieło.
Takie wspólne zadania, które posłużą pomnożeniu miłości na pewno czekają na nas w naszych rodzinach i w innych miejscach. Może to będzie odbudowanie więzi małżeńskiej, pokochanie na nowo swojego dziecka, swoich rodziców, sąsiadów itd.
Niewiasty z dzisiejszej Ewangelii dowiedziały się, że Jezus zmartwychwstał i poszły powiedzieć uczniom, że również z nimi chce się spotkać. Jesteśmy tutaj, bo wierzymy w zmartwychwstanie naszego Pana i wiemy, że jesteśmy złączeni z Nim w Jego śmierci i zmartwychwstaniu: „MY wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa”, jak mówi św. Paweł w dzisiejszym czytaniu. Niech to „my” staje się obecne w dziełach naszej miłości, czasem malutkich, jak wspólne porządki, a czasem wielkich jak… cóż? z pomocą łaski Bożej sami je wymyślimy i wykonamy. Amen.
autor: Ks. Zbigniew Wolak