Wniebowzięcie Bogarodzicy jest niezwykłym hołdem dla matki, która w cudowny sposób powiła Zbawiciela świata i do końca została przy nim jako matka. Także po Jego śmierci i wniebowstąpieniu.
To dość ciekawe, bo Jezus jest Bogiem i mógł jako człowiek pojawić na Ziemi „bez ojca, bez matki, bez rodowodu” (Hbr). A jednak chciał mieć ludzką rodzinę, choć czasami miał z tego powodu trudności, pamiętamy szemranie Żydów z poprzedniej niedzieli: "Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: Z nieba zstąpiłem". Widocznie warto było się narazić na to szemranie, żeby pokazać wartość rodziny, która jest pierwszym i często do ostatnich dni najważniejszym miejscem, w którym praktykujemy miłość Boga, siebie i bliźniego. A godzenie tych trzech miłości nie zawsze jest łatwe, jak to wspomniał ostatnio bp Damian Muskus.
Obok wielu aktów miłości Jezusowej Matki warto zwrócić uwagę na jedną jeszcze rzecz – jej umiejętność wychowywania i komunikowania się ze swoim Dzieckiem, które jednocześnie było Bogiem i Człowiekiem. Zwróćmy uwagę na historię z wesela. „Synu, wina nie mają” – „czy to twoja lub moja sprawa, niewiasto” – „zróbcie wszystko, cokolwiek wam mój syn każe”. Pomyślmy teraz nie o tym, co tam było powiedziane, ale o tym, co nie było powiedziane. Np. nie było tak, że po zamianie wody w wino apostołowie pochwalili, że taki fajny cud, a Jezus im tłumaczy: no sami widzicie, chłopy, przyszła matka i marudzi, że wina nie mają, żebym coś zrobił, bo będzie wstyd dla rodziny, jak się dowiedzą, że potrafię cuda robić, a tu nic nie pomogłem. No to dla świętego spokoju zrobiłem to wino. Oczywiście niczego takiego nie było, Maryja i Jezus sprawę załatwili między sobą z najlepszym skutkiem.
Myślę, że jest to zachęta, aby najpierw w rodzinach, potem w innych grupach, nieustannie zabiegać o rozwijanie takich relacji, które pomogą osiągać jak najwięcej dobra. Żeby się uczyć otwartości, zaufania i różnych innych cnót pożytecznych w budowaniu porządnej miłości.
Jak mówił O jciec Święty Benedykt XVI : „Maryja wzięta do nieba nie oddaliła się od nas, lecz pozostaje jeszcze bardziej z nami, a Jej światło rzuca blask na nasze życie i na dzieje całej ludzkości". Chodzi o to, żeby Matka Najświętsza nadal była dla nas wzorem i orędowniczką także w kwestiach związanych z rozwijaniem miłości rodzinnej.
Jeszcze znalezienie Jezusa w świątyni. Trochę nerwowe, 12-latek zniknął bez słowa, a po znalezieniu niespecjalnie czuł się winien, że wystraszył rodziców. Matka powiedziała swoje, potem spokojnie wzięła młodego i wrócili do domu. 12 lat – wtedy dzieci chyba trochę wcześniej dojrzewały, ludzie krócej żyli, było mniej szkół, szybciej trzeba było podejmować ważne życiowe decyzje, ale tak czy inaczej 12 lat to i dziś początek okresu dojrzewania. Czas trudny, ale też ważny – dla dzieci oraz dla rodziców. Cierpliwość i wrażliwość rodziców przynosi wiele dobrych owoców.
Ewangelia mówi, że Jezus po powrocie do domu był poddany swoim rodzicom – czyli dogadywali się. Niech nasza Matka niebieska dodaje i rodzicom, i dzieciom wiele nadziei, sił, sposobów do tego, żeby w naszych domach też działo się jak najlepiej. Nie musi być wszystko idealnie – poczekajmy, tak będzie w niebie – a tutaj do tego nieba wspólnie się zbliżamy. I pamiętamy, że tam prowadzi ciasna brama i wąska droga, takimi drogami i bramami próbujemy w razie potrzeby już teraz zbliżać się do serc drugich ludzi – niech i na tych drogach Maryja będzie nam przewodniczką.
Ks. Zbigniew Wolak