Gdy rozważamy mękę Jezusową opisaną w czterech ewangeliach i będącą najważniejszym zdarzeniem w historii zbawienia, a więc i w dziejach świata, natykamy się na rzeczy, zdarzenia, słowa dość tajemnicze, nie od razu zrozumiałe. Nie mogło być to jasno i prosto wszystko opisane? Chyba nie, bo dzięki temu możemy uzyskać zachętę, żeby z jeszcze większym zapałem radzić sobie z zawiłościami naszego życia i naszego świata oraz należycie pielęgnować nadzieję, że w naszym dość pogmatwanym losie odnajdziemy z Bożą pomocą drogę wiary i miłości. Popatrzmy na niektóre zdarzenia z pasji Jezusowej i spróbujmy znaleźć w niej mądrość i zapał do tego, by nasze życie, które też po trochu jest pasją, rodziło jak najwięcej dobra.
Tutaj tylko małe fragmenty przytoczę, ale dopełniajmy mniej czy bardziej udane kazania swoim rozmyślaniem, medytacją, wsłuchaniem w głos Boży, jaki brzmi w Piśmie Świętym, w liturgii, w nauczaniu Kościoła, w naszym sumieniu – i w świecie, i w przyrodzie, i w ciszy.
Na pierwszym miejscu niech będzie zawsze miłość Jezusa, który Bogiem będąc stał się człowiekiem i uczył nas, jak najlepiej trzeba żyć. Nie zmuszał, ale pouczał, zachęcał, dawał przykład i na pewno wielu przyjęło Jego świadectwo. Na przykład apostołowie, znowu ich wspomnimy. Jest dość ciekawe zdarzenie – ostatnio wspomniane – jak to św. Piotr uderzył mieczem Malchusa, sługę arcykapłana, i obciął mu ucho. Piszą o tym wszyscy czterej ewangeliści, a tylko św. Łukasz wspomina, że Jezus uzdrowił rannego sługę. Jak to wytłumaczyć? Prosto – nie było potrzeby za wiele mówić o tym, że Jezus spełnił dobry uczynek, przecież On czynił to zawsze. Więcej uwagi należało poświęcić temu, jak uczniowie Jezusa uczyli się od Niego sposobu myślenia, odczuwania, działania. Gdy zapowiedział, że przyjdzie czas podjęcia duchowej walki, znoszenia cierpień i prześladowań, nie tak łatwo przyszło im to pojąć. Znalazłem ciekawe wyjaśnienie w „Przewodniku Katolickim”:
„Kto nie ma [trzosa], niech sprzeda swój płaszcz i niechaj kupi miecz!” (Łk 22, 36). Słowa skierowane w Wieczerniku do apostołów zaskakują. Całość tej wypowiedzi przywodzi na myśl inną, z przeszłości, kiedy Jezus zachęcał uczniów, by udali się na misje bez torby, pieniędzy, ubrania na zmianę czy zapasowych sandałów (zob. Mt 10, 9–10). Teraz natomiast oświadcza: „Kto ma trzos, niech go weźmie, tak samo torbę, a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i niechaj kupi miecz!”. A apostołowie natychmiast, bez najmniejszego zakłopotania, wydobywają dwa miecze, które były w ich posiadaniu.
Zadziwia nas fakt, że poruszali się uzbrojeni. Jednak żydowski historyk Józef Flawiusz, żyjący niedługo po Chrystusie, wspomina o zwyczaju noszenia broni, nawet w szabat i w Paschę, dla uprawnionej konieczności obrony osobistej, także dlatego, że drogi były pełne rozbójników (przypomnijmy sobie przypowieść o dobrym Samarytaninie).[…]
Jezus jednak używa tu metafory, przenośni, podobnie jak wtedy, gdy głosił: „Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz” (Mt 10, 34). Mówiąc to, dawał do zrozumienia, że nadszedł już czas walki z mocami ciemności. Dokonał się właśnie rozdział, ostry jak cięcie mieczem, między dobrem a złem, między Chrystusem a przeszłością, między Zbawcą a szatanem. Miecz zatem jest bronią duchową, a nie wojenną, tak jak mniej więcej ujmuje to św. Paweł: „Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. […]. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże - wśród wszelakiej modlitwy i błagania. (Ef 6).
Kiedy słowa Jezusa o mieczu zostają źle zrozumiane, odpowiada on smutnym i pełnym rezygnacji słowem „Wystarczy”, które nie odnosi się do liczby mieczy, lecz do tępoty Jego przyjaciół. […] ta scena powtórzy się w Getsemani w chwili zatrzymania Pana Jezusa, kiedy zapytają Go: „Panie, czy mamy uderzyć mieczem?” i kiedy, nie czekając na odpowiedź, jeden z nich wymierzy cios, który dosięgnie sługę najwyższego kapłana. Wtedy Jezus jeszcze raz wypowie ze smutkiem to samo zdanie: „Przestańcie, dosyć” (Łk 22, 49–51).
Może i nam się zdarza, że szykujemy sobie miecze, zbroje, żeby walczyć nie z zakusami diabła i swoimi słabościami, lecz z tymi, których mamy kochać, nawracać, znosić, dźwigać, ale na pewno nie niszczyć, poniżać i skłaniać do złego zamiast do dobrego. Bo nasze życie to także walka, wojna, ale przeciwko temu, co nas czyni słabymi. Chyba zbyt łatwo nastawiamy się na walkę z innymi, a za mało skupiamy się na tej walce duchowej, wewnętrznej. Co ciekawe, zdarza się to też wyznawcom innych religii. Na przykład w „Koranie” mówi się o świętej wojnie, która nam się kojarzy z agresją muzułmanów przeciwko innym ludziom, w szczególności chrześcijanom. Jednak na pierwszym miejscu, jak wyjaśnia tłumacz jednej książki:
Mowa tu o wojnie wewnętrznej, którą każdy, kto dąży do rozwoju duchowego, musi wypowiedzieć swojemu umysłowi, swojemu ego oraz obsesjom: pożądaniom wszelkiego rodzaju, złości, chciwości, chorobliwemu przywiązaniu i dumie. Dopiero zwycięstwo w tej wewnętrznej, prowadzonej indywidualnie wojnie powoduje otwarcie drzwi do mistycznej ścieżki wewnętrznej. Takie jest oryginalne i prawdziwe znaczenie idei szariatu, (dżihadu) skrzywionej przez wieki istnienia islamu i wadliwych interpretacji Koranu. (przyp. tłum.) (M. F. Singh, Uczciwe życie sposobem dojścia do celu).
Niestety, ta święta wojna rzeczywiście bywa rozumiana właśnie jako atak na innych ludzi: (Mirosław Sadowski, Dżihad – święta wojna w islamie) „[…] dżihad rozumiany jako święta wojna z niewiernymi i będący jego konsekwencją dżihadyzm są jednymi z najbardziej niebezpiecznych wyzwań przed jakimi stoi współczesny świat”.
Możemy to straszliwe rozumienie świętej wojny potraktować jako napomnienie, byśmy miecza, o którym mówi Jezus, używali jako narzędzia walki ze złem, z niedoskonałością w nas samych. Popatrzmy na Jezusa. Łagodnie napominał uczniów, nawet Judasza, rozmawiał uprzejmie z Piłatem, znosił przewrotne argumenty Kajfasza, przyjął pomoc Cyrenejczyka i Weroniki, życzliwie potraktował dobrego łotra, choć to był łotr, zbrodniarz – a pamiętamy, jak sami nieraz potrafimy kogoś wściekle znielubić za jakiś drobiazg.
„Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju.” Weźmy ten Jezusowy miecz, oczyszczajmy nasze dusze z chwastów zła i budujmy w sobie raj – miejsce, w którym mieszka Bóg, Jego łaska, Jego miłość. I zapraszajmy do tego raju innych. Po to Jezus cierpiał i umierał – nie marnujmy tej nauki, tej ofiary i tej łaski. Amen.