Adwent przygotowuje nas na święta Bożego Narodzenia, jest oczekiwaniem na przyjście na Ziemię naszego Pana i Zbawcy. Jednak nie oznacza on tylko oczekiwania, lecz również zmierzania ku Chrystusowi. Popatrzmy, ile tam było chodzenia – Józef z Maryją poszli do Betlejem, bo się królowi zachciało spisy robić, ale całkiem nieświadomie sprawił, że Jezus narodził się – zgodnie z zapowiedziami Pisma Świętego – w mieście Dawidowym, czyli właśnie w Betlejem. Tam Józef z Maryją szukali miejsca, gdzie ich Syn mógłby się narodzić, a gdy się urodził, ruszyli na spotkanie z Nim pasterze i mędrcy ze Wschodu. Pół roku wcześniej na świat, przyszedł św. Jan Chrzciciel, który potem ruszył na pustynię, by Jezusowi przygotować drogę do Jego ludu, o czym przypomina dzisiejsza Ewangelia. Włączajmy się w duchowe wędrowanie do Jezusa i razem z Nim.

Nadal możemy doskonalić swoje postanowienia adwentowe, tak by nas kierowały ku Jezusowi. Mogą się wiązać z wyzbywaniem się grzechów, omijaniem pokus, wypracowaniem lub doskonaleniem pewnych cnót, np. pobożności, życzliwości dla bliźnich, zgłębiania swojej wiary, np. przez lekturę materiałów religijnych. Ostatnio czytałem książkę o św. JPII pt. „Dlaczego święty”. W głowie się nie mieści, jak jeden człowiek potrafił tak pracować, modlić się, czytać, pisać, słuchać, kochać, cierpieć, radować się, pielgrzymować, pociągać do Boga przeróżnych ludzi. Dla normalnego człowieka nie wydaje się możliwe tak intensywne życie pełne modlitwy, pracy, nauki, wędrówek i rządzenia kurią diecezjalną, potem rzymską, ale kiedy się o kimś takim czyta lub słyszy, to przecież rodzi się myśl: chyba nie potrafię być taki jak on, ale przecież mogę być lepszy niż teraz jestem. „Czas ucieka, wieczność czeka”, ale ja lepiej żebym za wiele nie czekał, ale szedł, a nawet biegł ku niej. Z radością, siłą i nadzieją. JPII w młodym wieku stracił członków swojej rodziny: gdy miał 9 lat, zmarła jego mama, gdy miał 12 lat, zmarł jego brat, a w wieku 21 lat stracił ojca. Te trudne doświadczenia nie załamały go, lecz wzmocniły. Później wspominał, jak wiele nauczył się od swojego ojca, zwłaszcza, jak od niego uczył się modlitwy.

Ten przykład z życia JPII pasuje do Adwentu i Bożego Narodzenia, gdzie największe tajemnice Boskiego planu zbawienia dokonują się w rodzinie Jana i w rodzinie Jezusa. Ewangelia przypomina, że przywiązanie do największych wartości zaczyna się od maleńkości – symbolem wczesnego spotkania z Bogiem są słowa św. Elżbiety: „poruszyło się z radości dzieciątko w łonie moim”. Dlatego Kościół dość wcześnie wprowadził chrzest dzieci – narodzenie „z wody i z Ducha” – aby w ich duszach zasiać ziarno wiary, które będzie się mogło rozwijać dzięki wychowaniu ze strony rodziców i innych ludzi.

Jakaś książka opisuje siłę świadectwa wiary, jakie dziecko otrzymuje od rodziców, w tym przypadku szczególnie od matki. Otóż dla małego dziecka matka jest całym światem – karmicielką i opiekunką. W oczach dziecka wszystko potrafi i nad wszystkim panuje. I gdy ta matka klęka przed krzyżem lub obrazem i z pokorą, ufnością, nadzieją modli się do Boga, to dziecko widzi, doświadcza tego, że jest ktoś mocniejszy, większy od mamy i równie godny zaufania. Tak rodzi się pierwotna, nieświadoma wiara. Na pewno podobnie dzieje się z ojcem czy innymi członkami rodziny, którzy takiemu maleńkiemu człowiekowi od początku przekazują swoją największą wartość.

Ks. Kazimierz Sypowski, kapelan starosądeckich klarysek, w kazaniu sprzed półtora wieku pisał: „Prócz biskupów i kapłanów prawymi prorokami są rodzice i opiekunowie. Bo jużci trudno znaleść tak przewrotnych rodziców, którzyby dzieciom swoim nie życzyli szczęścia i dobrego powodzenia. Wszakże zwierzęta nierozumne ogarniają szczenięta swoje nadzwyczajną miłością i z największą starannością wyszukują dla nich pożywienie, tuląc je do łona swego; człowiek zatem jako istota rozumna, na obraz i podobieństwo Boskie stworzony, nie miałżeby dbać o dobro i pomyślność swej młodszej braci? Ani wątpić! Bywają wprawdzie wyjątki […] ale więcej jest rodziców, którzy powodowani szlachetnemi uczuciami, usiłują dziatki swoje na drogę cnoty naprowadzić, by je docześnie i wiecznie uszczęśliwili.”

Czas Adwentu i Bożego Narodzenia jeszcze mocniej motywuje do tego, by młodszym pokazywać najlepsze drogi do tego szczęścia płynącego z nieba. Trudy i radości wychowania często przynoszą wiele dobrych owoców, zwłaszcza wtedy, gdy widzimy, jak dzieci same odkrywają swoje talenty i powołania.

„Kiedy królowa Wiktoria była dzieckiem, nie wiedziała, że jest w kolejce do tronu Anglii. Jej wychowawcy i nauczyciele, próbując przygotować ją do pełnienia tej funkcji, byli sfrustrowani, ponieważ nie potrafili jej zmotywować. Po prostu nie traktowała swojej nauki poważnie. W końcu postanowili powiedzieć jej, że pewnego dnia zostanie królową Anglii. Słysząc to, Wiktoria cicho powiedziała: "W takim razie będę dobra". Uświadomienie sobie, że odziedziczyła to wysokie powołanie, dało jej poczucie odpowiedzialności, które od tamtej pory głęboko wpłynęło na jej postępowanie.” (sermon illustrations)

W adwentowym czasie Bóg, nasz Stwórca i Nauczyciel, mówi nam, że przysyła nam Swojego Syna, który chce nas obdarzyć swoją mocą, nadzieją i miłością, i powierzy nam wielkie zadania. Jak my na to objawienie możemy odpowiedzieć? Właśnie tak, jak młoda królewna Wiktoria: „W takim razie będę dobra, będę dobry”. Amen.

Ks. Zbigniew Wolak